Czarny sen inwestora i światełko w tunelu
Po moim ostatnim wpisie było jeszcze gorzej. Udało się zaprosić na budowę Ciocię, która jest inspektorem budowlanym i doskonale zna się na tej sztuce. Bardzo dzięujemy za czas nam poświęcony i cenne uwagi! Popatrzyła, pochwaliła równe ściany, ładne tynki i posadzki ... i tyle. Reszta to fuszerka! Za wysoka posadzka = za niskie sufity i niskie otwory drzwiowe. Źle obrobione okna połaciowe. Źle położona wata na poddaszu - koniecznie muszą być dokładnie przykryte krokwie! I jeszcze z 15 innych punktów. Po wizytacji byliśmy załamani. Od razu na poniedziałek umówiliśmy się z ekipą i kierownikiem budowy, żeby wytknąć im wszystkie błędy. Oczywiście twierdzili, że wszystko jest OK. Miałam nadzieję, że zerwą te już położone regipsy, poprawią watę i położą od nowa - równo! Stanęło jednak tylko na tym, że kilka płyt rzeczywiście zdemontują, watę dopchną gdzie się da, przerobią zabudowę okien dachowych i ruszą dalej. Mam tylko nadzieję, że za rok nie trzeba będzie poprawiać sufitów!
A ze spraw optymistyczniejszych to ostro zabrali się do roboty. Jutro ma wejść płytkarz do łazienki i zająć się z stelażami pod umywalki, zabudową wanny itp., mają ruszyć z płytkami w pralni, z ogrodzeniem itd. Może nie będzie tak źle! W sobotę nawet mają pracować.