Oj dawno mnie tu nie było. Ale od ostatniego wpisu niewiele sie zmieniło, hehe. No, trochę przesadziłam, bo jednak coś tam do przodu ruszyliśmy. Muszę jednak ponarzekać na naszą ekipę. NIC nie robią. O 8:30 kawka, o 10 śniadanie a o 14:45 już ich nie ma. Płakać sie chce z niemocy. Niby widać już koniec a do tego końca dojść nie mogą. I co chwilę okazuje się, że coś spartaczyli. Teraz np. rozkuwają ścianę (pomalowaną na gotowo, jak i całą górę) w jednym pokoju, bo... zapomnieli o wentylacji z kuchni. Jak to w końcu zrobią, co pewnie zajmie im ze 2 tygodnie, to znowu regipsy i malowanie od nowa. I tak zmniejszony już pokój znowu się zmniejszy. O kosztach nie wspomnę. Wrrrrrrrr. Takich kwiatków jest wiele.
Z rzeczy, które mamy zrobione to: łazienki prawie, prawie (kilka elementów z ceramiki trzeba podłączyć jeszcze), podłogi oprócz pokoi (czyli prawie cały dół) są położone, elektryka chyba skończona, gniazdka i kontakty pomontowane. Schody czekają w pokoju na montaż. Stolarz miał dzisiaj przyjechać z drzwiami na górę, ale oczywiście stolarza ani śladu, a telefonu nie odbiera. Czemu ludzie są tacy gołosłowni?? Kamieniarz do obudowy kominka załatwiony.
Garaż też ma się już ku końcowi. Ogrodzenie skończone (poza furtką). Wylewki pod kostkę brukową przygotowane.
Wydaje się, że pracy jest na 2 tygodnie, ale z podejściem naszej "wspaniałej" ekipy to jeszcze ze dwa miesiące co najmniej sobie poczekamy! A przecież w sierpniu musimy się przeprowadzić, żeby M. poszłą już do nowej szkoły!
No to ponarzekałam. Jak zwykle.
Pozdrawiam budujących i czytających i życzę wytrwałości.